Pierwsze wrażenie: Mega butla (1000ml), więc trochę się bałam, jak to będzie podczas mycia, ale opakowanie jest na tyle wąskie i podłużne, że przy tym bardzo poręczne. Kolorystyka oszczędna i rzeczywiście kojarzy mi się z salonem fryzjerskim. Opis na butelce:
Nadaje połysk i zdrowy wygląd. Do codziennego stosowania.Delikatnie oczyszcza włosy, łagodzi podrażnienia skóry głowy i działa przeciwzapalnie. Odżywia włosy i zapewnia im prawidłowe nawilżenie.
Konsystencja szamponu jest rzadka, kolor soczyście zielony. Dopiero jak robiłam zdjęcia w mojej słonecznej sypialni zauważyłam, że mieni się mnóstwem drobinek, jednak nie jest to brokat.
Aaa...zapach:) przepiękny, z tych zielonych, ale bardzo słodki, coś jak lizak kiwi (?).
Drugie podejście: Wspomniałam już, że szampon jest rzadki, jednak bardzo mały otwór pozwala nam go odpowiednio dozować. Niestety, mimo zawartości SLS szampon średnio się pieni i mam za mało piany, żeby umyć moje gęste włosy. Myję je wtedy drugi raz (choć i tak zawsze to robię, bo bardzo mi się przetłuszczają). Czy włosy są jakieś strasznie odżywione
i lśniące to bym nie powiedziała, ale ja szamponem zachwyciłam się tylko raz w życiu i było to aż w liceum. Muszę natomiast powiedzieć, że włosy mi się nie przetłuszczają i nie swędzi mnie skóra głowy - choć to bardziej zasługa maseczki, o której w niedalekiej przyszłości. O zakupie obydwu kosmetyków pisałam tutaj.
Co dalej?: Szampon bez szału, ale jak wspomniałam, mnie w tym względzie ciężko zadowolić:) Mogę go spokojnie polecić jako szampon do codziennego użytku, jak również dla osób, które potrzebują czegoś łagodniejszego do mycia włosów.
Cena regularna (w Superpharm, ale ostatnio mignęły mi również w Rossmanie) 19,99zł/1000ml